poniedziałek, 4 lutego 2013

Znaczenie duszy w starym samochodzie

Dusza w niezwykłym hyundaiu s-coupe
Dusza w starym samochodzie dla każdego oznacza co innego, dla jednych to brak jakiej kolwiek elektroniki i systemów a dla mnie co innego, postaram się wam przedstawić mój punkt widzenia
Samochód jest dzisiaj tak oczywistym dobrem, że traktujemy go jak każde inne urządzenie ułatwiające nam życie, tymczasem może być czymś znacznie więcej…

Jest wielu zapaleńców, dla których cztery kółka to niemal świętość, są i tacy, dla których samochód ma po prostu spełnić jedno zadanie – dowieźć z punktu A do punktu B i po drodze się nie zepsuć, a do tego jak najmniej spalić. Tekst ten nie jest jednak czymś, co mogło by zainteresować tego pokroju ludzi, więc jeżeli jesteś jednym z Nich, odpuść sobie dalsze czytanie…

    Moja przygoda z motoryzacją zaczęła się w 2011, gdy dostałem prawo jazdy… Ale dużo wcześniej, już od małego dziecka czytając gazety motoryzacyjne bardzo interesowała mnie tematyka czterech kółek.

   Jaka jest kultura na naszych drogach, wiedzą wszyscy kierowcy. Na porządku dziennym są wymuszenia pierwszeństwa, brak wyobraźni przy wykonywaniu niebezpiecznych manewrów, ogólne chamstwo i często spotykane wieśniactwo… Oczywiście nie chcę generalizować – często spotkać można naprawdę kulturalnych kierowców, którzy swoim zachowaniem powodują, że szczęka z wrażenia opada. Jednak są oni w zdecydowanej mniejszości…

    Choć moja przygoda z samochodami rozpoczęła się, jak już wcześniej napisałem, w 2011 roku, to dane mi było przejść taką samą drogę jak niemal wszystkim tym, którzy za kółkiem zasiadali 20 lat wcześniej ode mnie. Mianowicie poczciwego Fiata 126p. Choć obecnie jest to auto nieco już kultowe, wtedy nie był to obiekt niczyjego pożądania, a coraz częściej stawał się ów pojazd obiektem kpin i wzbudzał uśmiech politowania…

    Z czasem poszerzał się wachlarz samochodów, z którymi nie tylko miałem styczność, ale nieraz ,,skazany” byłem na nie przez dłuższy czas. Jako świeży kierowca marzyłem o aucie sportowym z charakterem i duszą, wyposażenie ani spalanie nie miało dla mnie większego znaczenia. Liczyły się tylko emocje jakie wobec niego czułem. Wszelkie elektroniczne dobrodziejstwa i systemy, nowoczesność, diesel już od dziecka wiedziałem ze to nie dla mnie i będę tego omijał szerokim łukiem  – Po nocach śnił mi się tuningowany głośno buczący 2-dżwiowy coupe no ewentualnie 3-dżwiowy ale nie płaski(ścięty) tylko taki pochylony…a i jeszcze jedno...koniecznie japończyk, zawsze widziałem coś więcej w tych samochodach. Chyba każdy facet ma swoje spełnione lub nie, marzenia motoryzacyjne…

Zanim miałem swój pierwszy samochód jeździłem czyimiś (jak ktoś po znajomości dał sie przejechać, nie tylko dlatego że czasami nie miałem czym jeździć ale też dlatego że chciałem zobaczyć jak się jeździ innymi samochodami, mieć porównanie)  Miałem styczność z takimi samochodami jak VW passat b3 kombi, fiat 126p, opel astra i wiele wiele innych... Tych nowych typu toyota corolla(prawo jazdy), skoda fabia, Jak i tych starych, typu Volkswagen polo. Aż w końcu nastał ten wyjątkowy dla mnie czas. Czas pierwszego samochodu była to mazda 323c 1.3 Tu po raz pierwszy coś zaczęło się zmieniać w moim myśleniu o autach – oprócz niedziałającej klimatyzacji, elektrycznego szyberdachu szyb i lusterek nie było w tym aucie żadnych elektronicznych fajerwerków abs, esp itp które nie pozwoliły by mi ,,prowadzić" tylko decydowały by za mnie jak mam jechać. Tutaj już się czuło, że to pojazd z trochę innej epoki, aczkolwiek nigdy nie myślałem o tym aucie w kategoriach klasyka, gdyż do takowego mu daleko…Był spełnieniem moich marzeń, musiałem go sprzedać bo sprzedawca wcisnął mi lewy egzemplarz po powodzi i bez podłogi. Ale kupił bym go drugi raz bo warto. Polecam go wszystkim fanom japońskiej motoryzacji.  Miesiącami szukany na allegro, upatrzony juz przed odebraniem prawka. Nie będę was nudził jego zaletami bo nigdy byście tego nie przeczytali.
Tu o nim pisałem: http://www.mazdaspeed.pl/forum/viewtopic.php?f=312&t=123346


Potem jakiś czas przerwy. Parę miesięcy wszędzie piechotą musiałem chodzić. Pod moim blokiem codziennie stał bardzo ładny hyundai s-coupe jeszcze nie mój, codziennie się za nim oglądałem z każdej strony. Zainteresował mnie bo nigdy wcześniej takiego nie widziałem a ja zawsze miałem marzenie się wyróżniać na ulicy. Pewnego dnia zobaczyłem kartkę na oknie że jest na sprzedaż. Pierwszy właściciel, bardzo zadbany egzemplarz itp. Dosyć dużo zapłaciłem prawie 5 tyś ale był warty tej ceny. Wtedy jeszce nie wiedziałem ze to jest klasyk i jak trudno do niego zdobyć częsci. Wydawało mi się, że to jest samochód, którym będę jeździł lata – bo niby czego chcieć więcej…Niestety przez głupotę mojego ojca i naszej niewiedzy i nie kompetencji, doprowadziło to do tg że znowu musiałem go sprzedać o czym napisze dalej. Narazie napisze wam więcej o nim bo jest to nasz główny bohater tego artykułu dzięki któremu przekonałem się czym naprawdę jest dusza w starym samochodzie. Oto moje byłe cudo:



Ja samochody dziele na 4grupy
1. Nowoczesne w których została cząstka emocji (amerykańskie muscle cary takie jak camaro, challenger, mustang, i egzotyczne takie jak lotus, lamborghini, ferrari itp.) Oraz te z niższej klasy takie jak mocne BMW czy Invinity G35
2. Nowoczesne plastiki bez duszy te produkowane po 2(3/4) połowie lat 90-tych. Z masą naszpikowanej elektroniki (90%samochodów na naszych drogach)
3.Stare samochody z odrobiną duszy czyli te bez elektroniki produkowane do 2 polowy lat 90-tych. Najwięcej znawców nazywa je własnie samochodami z duszą bo np. żadne systemy nie pomagaja nam hamować czy przyśpieszać i wiemy ze tylko na nas spoczywa odpowiedzialność. Takie samochody jest łatwiej trzymać 2 rękami za kierownice bo naprawdę trzeba więcej na siebie uważać nie tylko na zakrętach. W nowych z wygody opuszaczamy ręce np. na kolana.
4. Stare samochody z ogromną ilością duszy znowu takie jak w 1 punkcie. Muscle car, egzotyczne, i te z niższej klasy jak bmw, Do tego bardzo rzadkie kultowe klasyki tzw, wyjątkowe: Nissany np skyline, 200sx Hondy np. NSX. Oraz tanie wyjątki takie jak mój hyundai s-coupe który nie wiem jakim cudem jest tak tani. Moim zdaniem powinien być w takiej cenie jak nissany sylvia bo czuje się w nich naprawdę podobne uczucie. Więcej takich tanich okazów oprócz tego hyundaia nie znam. One w przeciwieństwie do samochodów z punktu trzeciego mają dusze nie z powodu braku elektroniki tylko z powodu wrażeń jakie dają.

Każdy kto jechał samochodem z grupy 4 wie o czym mówię. O łatwości prowadzenia (no może poza amerykańskimi muscle carami w których trzeba mieć nie lada umiejętności żeby takie opanować co nie oznacza że są gorsze bo chyba sami wiecie że czym trudniejszy poziom trudności tym większe wrażenia).Mówię o tych japońskich(i koreańskiego wyjątku). Samochód jak przyklejony drogi jedzie niczym bolid czy gokart z niezwykłą precyzją. Możesz nim jechać nie co agresywniej i wiesz ze to cię wciąga jak narkotyk, muszę się przyznać że jazda takim samochodem nawet w codziennej jeździe uzależnia jak driftowanie czy rajdy. Potem bardzo trudno się od tego uwolnić. Przyznaję się też ze emocje mnie bardzo w nim ponosiły i z pewnością nie jeździłem 50km/h przez miasto tylko więcej. Zawracanie o 180 stopni, jazdę bokiem oponowałem w tydzień do takiej perfekcji że po 2 tygodniach potrafiłem kręcić nim niezłe czasy w sprincie czasowym między pachołkami na jakimś odcinku specjalnym. I na wąskiej drodze o 1 pasie ruchu. Jechać bokiem na zakrętach, codziennie miesiącami i ani razu mnie nie zawiódł. A kiedy pierwszy raz miałem do czynienia z niechcianym poślizgiem to jako świeży kierowca który miał pół roku prawko i parę tygodni ten samochód, nie było dla mnie żadnym problemem żeby to opanować, byłem do tego przyzwyczajony. Zawsze kiedy do niego wsiadałem byłem uzależniony od dużej dawki adrenaliny, szybkiego bicia serca, Kiedy miałem problemy życiowe, miałem zły nastrój on zawsze potrafił mnie pocieszyć a moje złe emocje i złość wyładować, nie tylko przez jazdę ale bardzo wygodne przednie siedzenia które rozkładały się do tyłu prawie do pionu. (Nie tak jak w większości samochodów tylko kawałek) Przez co czułem się wygodnie jak na kanapie przed telewizorem a nawet wygodniej bo leżałem a z dobrej jakości głośników sączyła się głośna muzyka. Co sprawiało że moje emocje odpływały, To tyle na ten temat. To jest moim zdaniem prawdziwa dusza samochodowa. Miałem z nim wiele niesamowitych wspomnień których nigdy nie zapomnę.

Oprócz świetnej jazdy nie wiedziałem nic o mechanice samochodowej ani o serwisowaniu, i utrzymywaniu go w dobrym stanie. Nie miałem też nikogo kto się na tym znał i kto by mi o tym powiedział bo nikt z mojej rodziny nie miał samochodu. Z powodu oszczędności i chytrości mojego ojca(te auto było od niego) auto nie było na bieżąco naprawiane. Byłem wtedy uczniem, nie miałem pracy i samochód był na jego utrzymaniu, problem w tym że on z powodu swojej głupoty nie chciał go naprawiać i stał się bardzo zaniedbany. Z powodu też wielu oszustów mechaników i ich kompletnej nie kompetencji i nie wiedzy na terenie mojego miejsca zamieszkania. Nie znali się oni w ogóle na samochodach z grupy czwartej i twierdzili że takich samochodów nie umieją naprawić bo znają się tylko na skodach oplach i voldzwagenach, a japończyki i korańczyki to dla nich czarna magia. Auto stało najpierw u jednego potem u drugiego nie kompetentnego mechanika przez rok nie naprawiane po czym wszyscy stwierdzili żę tego samochodu nie opłąca się naprawiać bo przekroczy to jego wartość rynkową(pisałem w innym artykule co myśle na ten temat) i wciskali jakieś bajeczki że części nie mogą znaleźć. Tym czasem części były w sklepie motoryzacyjnym na moim osiedlu. Dla tego musiałem go niestety sprzedać. Oczywiście nie na złomowisko bo takich aut nie oddaje się na złomowisko. Niestety na ślasku nie wiem czy w pozostałych regionach polski, występuję dość duża niewiedza na temat japonskich(i koreańskich) samochodów w grupy czwartej i kazdy bez skrupułów oddał by takie auto na złom. Nawet nikt nie chciał go kupić, (wielcy znawcy wolą samochody z grupy 2 sobie kupić bo niby takie auta są nic nie warte bo patrzą tylko na rocznik). Potem znowu parę miesięcy bez samochodu niestety...

  Moje emocje po sprzedaży tego samochodu długo nie mogły opaść a ja nie mogłem dojść do siebie i o nim zapomnieć bardzo długo.  Gdy emocje już opadły, zacząłem bardziej na trzeźwo patrzeć na świat i na tematyke motoryzacyjną. Sytuacja życiowa zmusiła mnie do tego że musiałem zmienić szkołe na tryb zaoczny i szukać pracy, bo nie mogłem liczyć na rodziców w tak młodym wieku. Potem moja widza bardzo się powiększyła co do mechaniki, miałem okazję nawet pracować u jednego mechanika też nie uczciwego wobec klientów i swoich pracowników ale mogłem sie dużo nauczyć nie tylko o tematyce mechanicznej ale też lakierniczej. Dużo też rozmawiałem z innym i czytałem na internecie jak o samochody trzeba dbać żeby w przyszłości nie popełnić tego samego błędu. I nie stracić kolejnego auta z powodu niewiedzy… Popracowałem trochę najpierw w jednej pracy potem w drugiej aż w końcu mogłem sobie pozwolić na zakup swojego pierwszego samochodu z własnej kieszeni. Niestety w Polsce się tak mało zarabia że stać mnie było tylko na samochód do 1.5tyś zł. Wiec musiałem zapomnieć o swoich marzeniach i skupić się bardziej na oszczędności. Nie chciałem też robić z siebie pajaca więc cinquecenta, seicenta i tym podobne sprawy w ogóle nie wchodziły w grę. Byłem załamany bo myślałem ze w takim przedziale cenowym nie kupię sobie auta które będzie mi się podobało z wyglądu. Az pewnego dnia kupiłem sobie Clio 1 phase 3 3-drzwiowy hatchback z silnikiem 1.2. Kupiłem go dla tego że właściciel napisał ze pali tylko 5l na 100km co mi bardzo pomagało przy moich dochodach, nie był też brzydki, Nawet mi się spodobał z wyglądu, moim zdaniem jest to najładniejszy miejski samochód w tym segmencie. Spodobał mi się dobrze mi się nim jechało na jeździe próbnej i wziołem go. Palił sporo mniej niż hyundai, co pozwalało mi przejechać o wiele większe odległosci za te same pieniądze. Jeżdzę nim do tej pory. Na ogół jestem z niego zadowolony i nie zmienił bym go za innego, między innymi że nie jest plastikiem i jest o wiele bezpieczniejszy od cinquecento, seicento, peugeota 205 itp. Widać na pierwszy żut oka że maska jest dłuższa i wyżej położona i ma dosyć wytrzymałe zderzaki. Jest to samochód z mojej grupy 3(trzeciej) Ma tylko odrobinę duszy z powodu braku jakiej kolwiek elektroniki, mam najuboższą wersje bez elektrycznych szyb i lusterek czy wspomagania. Przez co też sprawia mi wiele radości ale już nie tyle co hyundai. Jest taki jak moja mazda 323c tez z grupy 3. Bardzo lubie takie samochody , jednak czasami moja tęsknota za hyundaiem się odzywa że to jednak nie to samo. Prawko mam już 2 lata, pokonałem nim wiele tysięcy kilometrów nawet za Toruń od mnie z Będzina. Ale do tej pory czuję ze bym go nie opanował. I moje poczucie kierowcy rajdowego wyparowało, stałem sie w nim ostrożnym kierowcą który powoli jeździ. W nim nie kusi mnie zeby szybciej jechać. To nie to samo.

Ale cóż do puki nie będę wiecej zarabiał musi mi wystarczyć clio. Kiedyś moze go zmienię na coś z pokroju hyundaia jak się dowiem jaki samochód jeszcze daje tyle wrażeń z jazdy. Ale nie śpieszy mi się, też jestem z niego zadowolony, nie narzekam w przeciwieństwie do setki aut z grupy 2 jakimi miałem okazję jeździć.

Wracając do tematu hyundaia:
W nowych samochodach ,,Strzał ze sprzęgła”  kończył się włączeniem ESP i przyhamowaniem kół (nijak nie szło tego wyłączyć!!), Hyundai s-coupe pozbawiony takich bajerów, bardziej ,,surowe” wyposażenie  sprawiało, że bardziej się pojazd czuło, było się jakby… bliżej ulicy… Takich porównań było coraz więcej… Oczywiście dobrze mi się jeździło, ale powoli zacząłem rozumieć znaczenie słowa ,,dusza” w odniesieniu do samochodu… Z coraz większym zainteresowaniem zacząłem spoglądać na auta pochodzące z tej samej dekady, co ja… Zacząłem rozumieć tą diametralną zmianę, jaka dokonała się w motoryzacji na przestrzeni ostatnich 30 lat… Oprócz skoku technologicznego dokonał się skok na kierowcę – samochód coraz bardziej wyręczać zaczął człowieka w pewnych czynnościach, coraz częściej pojawiające się przyciski zastępowały toporne niegdyś wajchy, a elektroniczne systemy bezpieczeństwa powodowały, że pojazd wybaczał coraz więcej błędów za kierownicą…

Moim zdaniem. W tym aucie wszystko jest kultowe – sportowa  linia nadwozia przypominała mi nissana 200sx (gdy by nie te odkrywane światła),  szlachetne wnętrze, Uzależniający pomruk sportowego silnika benzynowego sprawiał ze nie potrafiłem nim jeździć poniżej 3.5tyś obrotów, zazwyczaj średnio na 5 tys jeździłem lub jak sie bawiłem to i do odcięcia zapłonu, docierający do kabiny odgłos tłumika basowego przy każdych prędkościach....(mmm) było głośniej  niż w eclipse, no i oczywiście zapach wnętrza, dopełniający dzieła. Był tak oryginalny jak w starym fiacie 126p niczym nie dało się go zastąpić, żaden nowy samochód z salonu tak nie pachniał jak on. Nie sposób pominąć takie ,,cudo" na ulicy, to jak wszyscy się za mną oglądali. Czułem się kimś lepszym niż wszyscy inni kierowcy… Do tego bezcenne spojrzenia na ulicy przechodniów,  W clio tego nie ma niestety( no chyba że sobie go s-tuninguje). Ale nie czuje się jak przeciętny każdy inny kierowca, bo i tak jest dosyć rzadkim modelem po liftingu produkowanym tylko przez 2 lata. mogę się też pochwalić że za 210zł pokonałem 590km. Ale to nic w porównaniu do hyundaia w którym wszystko było szpanem. Można było pojechać nawet na zlot kultowych samochodów.

   Zauroczenie starym hyundaiem ,,zżarło” mnie doszczętnie…  Słowo ,,awaryjność” nie dotyczy tych samochodów (oczywiście pewne elementy się zużywają i wymiana jest niezbędna), gdyż wykonane są bardzo starannie z materiałów takiej jakości i żywotności, że nawet po 20 latach użytkowania są one w lepszej kondycji niż nie jeden kilkuletni samochód…

    Klasyczny Hyundai s-coupe to nie tylko auto marki Hyundai. To cała filozofia jazdy, traktowania auta i poruszania się nim po drogach. Nie ma tu miejsca na start bez pisku opon spod świateł, nie ma miejsca na zapomnienie ze w zakręt sie wchodzi bokiem, . Jeżdżąc tym autem nieraz spotkałem się z chęcią ze strony innych kierowców, którzy stawali na światłach buczac silnikiem, prawdopodobnie tylko po to, żeby zobaczyć auto w akcji, którego nigdy nie widzieli. Do takich wybryków kierowcę zachęcało niskie ułożenie fotela(wręcz na podłodze) przez co auto się lepiej czuło. Kiedyś, dawno temu, był wyznacznikiem luksusu z najwyższej półki, a dzisiaj, jako już (prawie) youngtimer, stanowi dość egzotyczną ciekawostkę na drogach…


Wszystkie elementy w współczesnych samochodach powodują, że dzisiaj akcje serwisowe i wezwanie do usunięcia usterek  nieraz milionów aut, nie budzi niczyjego zdziwienia (via ostatnia ,,wpadka” Toyoty i wezwanie do serwisu ponad 1,8 mln aut). Współczesne auta z założenia nie mogą być tak trwałe jak te kiedyś…

   Nie chcę tekstem tym ubóstwiać starych aut, szczególnie hyundai-ów, nie chcę też krytykować aut nowych jako bezwartościowych. Nie jestem też snobem szukającym luksusu i łechtania ego za pomocą samochodu… Nie mam nic przeciwko nowoczesnym rozwiązaniom i postępowi, jaki dokonuje się w branży motoryzacyjnej.  Jestem jednak zdania, że w pogoni za techniką gdzieś auta straciły ten pierwiastek… ludzkiego serca wkładanego w poszczególne modele. Nie szedł on zawsze w parze z kalkulacjami księgowych…

    Wielu moich znajomych, dowiedziawszy się, jak stare auto kupiłem, wielce się zdziwiło. No bo kto kupuje benzynę 1.5 z 1993 roku zamiast kupić coś młodszego o te 10 lat ???? Gdy przyjrzeli się mu bliżej, przejechali się, byli w stanie zrozumieć – co to jest dusza, oczywiście nie wszyscy, z tutejszych mechaników nikt go nie rozumiał.....

- No dobrze, a ile to pali?? – padało pytanie.

- Takie auta mogą palić dużo bo mają do tego prawo– odpowiadałem, nie licząc jednak na zrozumienie…


6 komentarzy:

  1. Na złomowisku, to pełno jest niegdyś pięknych, smaochodowych dusz. A tak przy okazji: naprawdę świetny artykuł, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. 1993 to nie stary samochód :) poza tym koreanczyk z tamtego okresu jest dosyc daleko od duszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam to samo jak wsiadam w samochód ojca, ale powiedziawszy szczerze z biegiem lat stałem się wygodny i po prostu nie znajduję w nich już tego co kiedyś

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpis zawiera bardzo ciekawe informacje

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam, że w ten sam dzień co zdałem prawo jazdy, dziadek dał mi się przejechać swoim 30 letnim samochodem. Szkoła jazdy w Wołominie nie przygotowała mnie na takie auto, dlatego zajechałem tylko parę metrów . :D

    OdpowiedzUsuń